North Wales

Sea, mountains, beautiful landscapes, castles, all sorts of attractions, including cable car, skiying, sliding etc. you can find it all in North Wales. Last Saturday we went to visit Llandudno, Conwy and Snowdonia. I must say, it was intense, a lot to cover during one day trip, but magnificent views were the best reward for our efforts.

I will definately come back to explore more, because one days was only to scratch the surface, but…just look at those photos. This place is simply stunning.

Lights in Warsaw

December in most of the major cities is probably the best time in the year for night photography. Well-known places, which you have seen on hundreds of photos, are gaining new charm, thanks to Christmas lights and decorations.

This is my small set from Warsaw, Poland. Photos has been taken in Wilanow and Old Town.

Temples Festival 2015

INTRO

Za mną już druga edycja Temples Fest. W zeszłym roku miałem nie lada zagwozdkę, po tak udanym starcie i doborowym składzie zastanawiałem się jak organizatorzy tego niezależnego festiwalu przebiją pierwszą edycję. Czy się udało?

Otóż, kolejne wiadomości o zespołach dołączających do rozpiski Temples Festival budziły niemałe zaskoczenie i radość. Oczywiście największą niespodzianką i zarazem największą gwiazdą festiwalu w Bristolu było Sunn O))), zespół który jeśli ktoś widział na żywo, będzie o tym opowiadał do końca życia.

Tegoroczna edycja Temples odbyła się w tej samej lokalizacji co poprzednia, czyli w Motion w Bristolu. Miejscówka momentami trochę przyciasna jak na festiwal, ale na pewno z doskonałym klimatem i przede wszystkim z doskonale przygotowanymi miejscami do grania koncertów. Różnica pomiędzy dziewiczą edycją, a jej tegoroczną kontynuacją była taka, że przybyła Temples trzecia scena. Mając w pamięci zeszłoroczną edycje i niemiłosierny ścisk na niektórych koncertach tegoroczna trzecia scena odciążyła trochę pozostałe dwie. Katering w tym roku dopisał, wybór jedzenia i picia na festiwalu był o wiele większy niż rok temu, dla bezmięsnych też się coś znalazło.

PIĄTEK

Start festiwalu zapowiadał się mocno, i był nastawiony głównie na fanów muzyki doom, hardcore i punk. Margrudergrind dało solidny koncert, na tyle dobry, że ludzie skakali z każdego możliwego podwyższenia w tłum, bardzo dobry koncert Martyrdod, co w ich wypadku w ostatnich miesiącach jest normą, klasyczny łomot od Converge, które może mnie już na żywo nie zachwyca tak jak jeszcze jakiś czas temu, ale to może przez przewidywalność. Niemniej jednak na żywo to bardzo dobry i precyzyjny zespół. Na trzeciej scenie bardzo mocny występ dał Weedeater, który miałem okazję widzieć kilka miesięcy temu i w Bristolu dali równie dobrą sztukę. Słabo wyszło Will Haven, ale mnie nie bawi rąbanie tego samego schematu, w tym samym tempie przez 45min. Podobnie było z Pig Destroyer, na żywo nie kupuję tego zespołu. Grali tego dnia wyłącznie gridnowy set, ale nie było w tym nic porywającego. Tak to jest jak grind nie jest oparty na punku, fajnie się go słucha z płyt, ale na żywo już nie za bardzo. Na koniec zostawiłem sobie dwa występy, które były esencją piątku, a mianowicie Nails i Bongzilla. Większość ludzi na festiwalu powiedziałaby, że Nails wygrało piątek swoim występem, a może i dali najlepszą sztukę festiwalu, a ja się z tym nie zgodzę. Był to doskonały koncert, kwartet z Kalifornii zagrał cudowny, agresywny koncert, Todd miał doskonały kontakt z publicznością, ale czegoś mi w tym wszystkim zabrakło. Nie wyszedłem z ich koncertu pobity, rozłożony na łopatki i przydepnięty na sam koniec. Za to od Bongzilli dostałem wszystko czego chciałem i oczekiwałem. Było rock’n’rollowo, narkotycznie i ciężko jak jasna cholera. Z koncertu Bongzilli wyszedłem jak małe dziecko z Pewexu z pudelkiem klocków lego, i nie dlatego, że nawdychałem się substancji (nie)wiadomego pochodzenia.

SOBOTA

To był dzień, w którym miało wydarzyć się wiele dobrego…albo złego, w zależności od punktu widzenia. Dzień zaczął się dla mnie od występu kolejnej mocno pogiętej załogi z Australii Impetuous Ritual. Kapele z kraju Kangurów i kopalni uranu mają to do siebie, że w dużej mierze są mocno odjechane, aż wspomne Sadistik Exekution. Tym razem nie było inaczej, bo połowę składu Impetuous Ritual tworzą muzycy Portal. Przyodziani w plemienne opaski wokół bioder i wymazani świńską krwią dali solidny gig na rozpoczęcie dnia. Po nich udałem się zobaczyć Celeste, które niestety zawiało straszną nudą. Poza tym nie było nic widać, bo maszynki do produkcji dymu działały przez cały ich koncert, więc scena wyglądała jak toaleta na przerwie w liceum. Następnie udałem się na Grave Miasma, które też wyszło całkiem solidnie. Wygląda na to, że scena deathmetalowa w UK powoli się odradza. Później nastał czas na szwajcarski Bolzer, który musiałem ponownie zobaczyć po małym niesmaku w czasie ich gigu w Krakowie. Tym razem duet z Zurichu dał o wiele lepszy koncert, może za sprawą miejsca, bo nie oszukujmy się, ich muzyka jest stworzona do małych, obskurnych miejsc, a nie dla wielkich scen. Set był bliźniaczo podobny do tego wykonanego w Krakowie, ale odbiór muzyki był zupełnie inny w moim odczuciu. Po Bolzer udałem się obejrzeć Goatsnake. Było bardzo miło zobaczyć ich w oryginalnym składzie. Amerykanie promowali swój najnowszy album „Black Age Blues”, z którego kawałki można było usłyszeć na koncercie w Bristolu. Ale nie zabrakło oczywiście kawałków z pierwszego albumu jak „Slippin the Stealth” czy „Mower”. Widać, że panowie z L.A. mieli wiele radości z grania dla angielskiej publiczności tego wieczoru. Dobry koncert, co tu dużo gadać! Portal był jednym z najbardziej wyczekiwanych koncertów przeze mnie tego dnia na Temples Festival. Australijczycy w czasie swojego występu udowodnili publiczności kilka rzeczy. Pierwsza z nich, to że faktycznie wyznaczają ramy w muzyce ekstremalnej, ludzie nie dawali rady wytrzymać całego setu kapeli z Brisbane, bombardowani falą dźwięku. Druga sprawa to sprawność muzyków i cała ta ich soniczna anihilacja w czasie występu na żywo, to wymaga braw. Portal jest na tą chwilę jedną z najlepszych ekstremalnych kapel jakie widziałem. Chcę więcej! Zaraz po Portal przyszła pora na Toma G Warriora i jego Triptykon. Ostatnimi czasy wpadam na nich dosyć regularnie, ale to przecież nic złego! Szwajcarzy dali bardzo solidny koncert jak na warunki sceniczne jakie mieli do dyspozycji, ja z chęcią chciałbym zobaczyć ich na głównej scenie festiwalu z całym tym nagłośnieniem. A tak niestety, zabrakło db, żeby łamać kości słuchaczy. Sobotni występ Pig Destroyer pominąłem ze względu na niesmak jaki pozostał mi po piątku i niestety umknął mi Skitsystem, na który ostrzyłem sobie zęby. A wszystko to przez opóźnienie na dużej scenie i niemal półgodzinne oczekiwanie na, które nie wyszło na scenę dopóki dopóty cała sala nie była skąpana w dymie. Widziałem już Sunn na żywo w przeszłości i w tamtym czasie był to najgłośniejszy koncert jaki widziałem, do czasu, aż nie poszedłem na koncert Swans promujący „The Seer”. Widziałem ludzi mdlejących od okropnego natężenia dźwięku, czułem jak ubrania na mnie wibrują…ale to nic, występ Sunn O))) na Temples Festival sprawił, że był to zdecydowanie najgłośniejszy koncert w moim życiu. Stojąc w fosie i robiąc zdjęcia czułem jak ziemia się trzęsie, szczęka mi lata i że zatyczki do uszu są tylko po to, żeby bębenki w uszach mi nie popękały. Moje ciało dostawał wpierdol od rezonujących dźwięków kwartetu Sunn. Niektóre osoby z publiczności dostawały krwotoków z nosa, inne wychodziły nagle…paramedycy mieli pełne ręce roboty. Według doniesień ludzi z tłumu, dźwięk sięgał momentami do 137db, nie wiem na ile to prawda, bo organizatorzy nie chcą zdradzić jak głośno Anderson i O’Malley grali, ale musi być w tym źdźbło prawdy. Koncert mistyczny, głównie dzięki Attili, który wprowadzał doskonały klimat do muzyki Amerykanów. Grubo ponad godzina z Sunn O))) po całym dniu na nogach była dla mnie wystarczająca. Koncert festiwalu.

OUTRO

Niestety, niedziela mnie ominęła, a z nią występy Pallbearer i Earth, ale co się odwlecze…Festiwal nad wyraz udany! Cudownie jest oglądać, gdy organizatorzy undergroudnowych koncertów z UK łączą swe siły, by zrobić raz w roku coś razem, coś wspólnego. Wiem, że brzmi to jak marna komunistyczna propaganda, ale to jest piękne w tym festiwalu, że jest on robiony przez fanów dla fanów. Tegoroczną edycja była lepsza, mimo braku tak krzykliwych gwiazd jak rok temu, zespoły nie zawiodły muzycznie, a i towarzysko było bardzo przyjemnie. Za dwa tygodnie ma być ogłoszony termin kolejnej edycji, na którą wybiorę się raczej w ciemno, bo na tą chwilę najlepszy angielski festiwal, a na pewno jeden z najciekawszych małych festiwali w Europie.

Let the season for nature photos begin!

My weekends in London

Unfortunately, work can be overwhelming sometimes, but I’m trying to catch up during the weekend to discover places in London, which I never had a chance to see. This is mix of photos from last few weeks. Enjoy it!

My first portrait in 2015

It was quite high. I think there is no higher point in 150 miles radius. And it was quite cold. -8C on the car park about 2 miles away from the monastery. Upstairs -10C easy! This church tower have it’s history. It has been destroyed by Austrians in 1914 during World War I and just now rebuild. Entry 5PLN / 1,20 Euro / 1GBP, what a bargain for such a great view (it is 360 degree but you need to squeez a bit). It was very good day, I’m going to have so much fun working on the landscapes I made.

IMG_0491z